22/11/2023, 18:15
Rok: 2135
Lokalizacja: Tereny dawnego Egiptu
Mieszkańcy Heliopolis: ok. 12 milionów
Język urzędowy: Arabski
Waluta: Deben
Świat mitów przez tysiąclecia przeplatał się z realnym. Powstawanie i upadek cywilizacji ludzi wydawał się przebiegać cyklicznie niemalże od zarania dziejów – jeszcze nim kontynenty uformowały się w znany nam obecnie kształt, pierwotni mieszkańcy Ziemi zmagali się z istotami, które wykraczały poza ich pojmowanie. Wzbudzały lęk oraz podziw, niektórzy widzieli w nich sprzymierzeńców, inni zaś wrogów. Zmieniający się klimat, naturalne kataklizmy lub te wywołane z pomocą stworzeń dalekich od tych występujących naturalnie na planecie oraz przemieszczanie się płyt tektonicznych doprowadziły wreszcie do zagłady dawnych ludów, a w ich miejsce nadeszły kolejne. Miasta przykryły warstwy lodu, pochłonęła je ziemia lub z upływem czasu wiatr starł je na proch, zaginęły głęboko w morskich odmętach albo zostały zniszczone w inny sposób. Ludzkość znów zapomniała o tym, że nie jest jedyną inteligentną rasą, nie miała pojęcia o tym, że w kosmosie nie są sami, a przedwieczni bogowie czają się gdzieś w zimnej przestrzeni pomiędzy gwiazdami.
Byli tacy, którzy nadal wierzyli w istoty dla większości będące sferą mitów. Oddawali im należną cześć w ukryciu albo adaptowali ich do nowych boskich panteonów, zdobywając wiernych wśród prostego ludu. Im jednak bardziej nowoczesne stawało się społeczeństwo, tym trudniej było je kontrolować za pomocą religii – starożytne wiary upadły, a ich resztki osiadły w wielu miejscach świata. W tym samym cieniu, w którym pozostawali kultyści, działali również ci, którzy zapobiegali rozpanoszeniu się sił znacznie potężniejszych od zwykłego człowieka. Nie zawsze jednak odnosili sukces.
Kongregacja Matki Ziemi, kult gnieżdżący się dotychczas głównie w dżunglach Afryki oraz Ameryki Południowej, po otrzymaniu wsparcia od Korporacji Chrysalis założył swoją siedzibę na obrzeżach Minneapolis. Szybko zaczęli zyskiwać większe wpływy, rozrastać się i pozyskiwać nowych członków – rytuały dla wielu miały dość przystępną formę, jako że Magna Mater, czczone przez Kongregację bóstwo, kojarzone było głównie z płodnością oraz zmysłowością. Wkrótce jednak w tajemniczych okolicznościach na terenie miasta zaczęły znikać dzieci. Pojedynczo lub niewielkimi grupami, czasem zaginął autobus dowożący je do szkoły, kiedy indziej wychodziły wieczorem z domu i już nie wracały, noworodki znikały ze szpitali, podobnie jak małoletni z domów dziecka. Gdy wreszcie odkryto przyczynę, było już za późno. Tysięczna ofiara zginęła z rąk kultystów w pierwszy dzień wiosny roku 1940. Zgromadzenie pozornie wyznające mającą przywrócić Ziemi balans i zmienić ją w raj Wielką Matkę, rozdarło rzeczywistość, a wyrwa w czasie i przestrzeni wypluła dziesiątki potwornych istot. Wysokie niemal jak drzewa, z kopytnymi nogami i masą lepkich macek, czarne jak smoła, o paskudnych paszczach ociekających dziwną, zieloną mazią. Dzieci Shub-Niggurath.
Podczas gdy w Europie trwała wojna, Stany Zjednoczone mierzyły się ze wzrastającymi zagrożeniami wewnętrznymi. W dwa lata Kongregacji udało się rozlać po kraju, przejmując kontrolę nad mieszkańcami kolejnych miast, a dzięki wsparciu finansowemu Korporacji Chrysalis, kładąc łapy także na polityce. Zasięg ich wpływów objął duży obszar północy USA, po Jezioro Michigan na wschodzie i Park Narodowy Yellowstone na zachodzie. Wkrótce w okolicy tego drugiego zaczęto odnotowywać wzmagającą się aktywność skrytego pod powierzchnią superwulkanu. Napięcia polityczne w Stanach doprowadziły do wybuchu zamieszek, a w ostatecznym rozrachunku – wojny domowej, podsycanej jeszcze dodatkowo przez wężoludzi widzących w tym szansę na odzyskanie należnej im władzy. Chrysalis zaczyna budowę nowoczesnych schronów umiejscowionych w dużej mierze na terenie południowej Europy, północnej Afryki oraz zachodniej części Azji. Podobne działania podejmuje Korporacja Heron, oficjalnie zajmująca się badaniami naukowymi stanowiącymi przykrywkę dla ich wieloletnich sporów oraz walk z Chrysalis. Widmo nadciągającej erupcji wulkanu mogącej doprowadzić do zagłady całego świata sprawia, że inni idą w ich ślady, a działania wojenne prowadzone w Starym Świecie zostały zawieszone.
W 1945 roku nastąpił wybuch. Wulkaniczny pył wyrzucony do atmosfery przykrył niebo na przeszło pięćdziesiąt lat – część ludzkości ukryła się w schronach, jednak nie każdy miał szczęście się do nich dostać. Ci wystarczająco bogaci, wspierający projekt podczas budowy zapewnili sobie bilety wstępu, w pierwszej kolejności do środka wpuszczano również osoby mające mieć większą wartość dla społeczeństwa. Naukowcy, lekarze, specjaliści w różnych dziedzinach, jednostki wybitnie uzdolnione, w przypadku niektórych schronów byli to wojskowi. Liczył się także stan zdrowia tych, którym udzielić miano schronienia. Ci, którym nie dopisało szczęście czy majętność, próbowali siłą dostać się do środka. Niektórym się to udało, niektórzy w tym akcie desperacji stracili swoje życia, inni doprowadzili do zagłady kilku schronów. Pozostali rozpoczęli walkę o życie w nowych, niesprzyjających warunkach. Opadający pył wywoływał choroby, brak wystarczającego dostępu do światła słonecznego skazał ich na głód, szybko okazało się też, że wody mające styczność z sypiącymi się z nieba szarymi płatkami wywołują nieprzewidywalne mutacje. Skażenie niosło jednak ze sobą również pozytywy: substancja zdawała się przyspieszać ewolucję, część roślin w stosunkowo krótkim czasie zaadaptowała się do środowiska. Niestety nie tylko ludzie i flora ulegli zmianom; zwierzęta stały się niebezpieczne, wygłodniałe nie bały się zbliżać do ludzkich schronień. Część mutantów podczas przemiany zdawała się zatracić człowieczeństwo nie tylko fizycznie, ale też psychicznie, stając się na pustkowiach siłą, której każdy się obawiał.
Kiedy ostatnia cząstka wyrzuconego do atmosfery pyłu opadła na udręczoną apokalipsą ziemię, pierwsze otworzyły się schrony należące do Korporacji Chrysalis. Od wieków oddani Nyarlathotepowi, przez lata zamknięcia opracowali plan stopniowego przejęcia władzy nad światem i przygotowania go do powrotu Bogów Zewnętrznych. Z pomocą magii oraz pradawnych artefaktów powstało Heliopolis – samowystarczalne miasto-utopia, niczym miraż na samym środku pustyni. Stopniowo zaludniane było ludźmi ze schronów, pierwotnie przyjmowano też niektórych mieszkańców pustkowi. Kto jednak postawił stopę na terenie wiernych Bogu o Tysiącu Twarzy, zostawał tam już na zawsze, dołączając w szeregi tych, których umysły kontrolowane było przez Bractwo Nephren-Ka – niezwykle uduchowiony religijny odłam Korporacji. Wreszcie wrota tego niezależnego, pozornie idealnego miejsca zamknęły się, a jego otoczone murem granice obsadzone zostały strażą. Początkowo wartownicy byli ludźmi, jednak wraz ze stosunkowo szybkim rozwojem technologii w Heliopolis, zastąpieni zostali poprzez inne systemy, znacznie mniej zawodne i o wiele bardziej zabójcze dla intruzów z zewnątrz.
Obecnie świat wciąż odradza się po kataklizmie. W krajobrazie dominują ruiny dawnych miast porośniętych nierzadko zmutowaną roślinnością, nie brak również pokrytych piachem czy pyłem pustyń. Niektóre rejony wciąż noszą ślad skażenia substancją wywołującą gwałtowne mutacje, a na samych mutantów nie patrzy się przychylnym wzrokiem. Poza zarządzaną przez kult metropolią warunki życiowe są bardzo słabe, wręcz tragiczne. Brakuje czystej wody, energii elektrycznej, zdobywanie żywności wiąże się z niebezpieczeństwami. Gdzieniegdzie pośród piasków wyrosły małe skupiska schronień, osady tych, którzy próbują jakoś wiązać koniec z końcem i przetrwać kolejną dobę. Za dnia mieszkańców pustkowi dręczy słońce, nocą zaś aktywniejsze są drapieżniki. Coraz częściej widuje się dziwne istoty, przerażające i wydające się pochodzić z zupełnie innego świata.
Lokalizacja: Tereny dawnego Egiptu
Mieszkańcy Heliopolis: ok. 12 milionów
Język urzędowy: Arabski
Waluta: Deben
Świat mitów przez tysiąclecia przeplatał się z realnym. Powstawanie i upadek cywilizacji ludzi wydawał się przebiegać cyklicznie niemalże od zarania dziejów – jeszcze nim kontynenty uformowały się w znany nam obecnie kształt, pierwotni mieszkańcy Ziemi zmagali się z istotami, które wykraczały poza ich pojmowanie. Wzbudzały lęk oraz podziw, niektórzy widzieli w nich sprzymierzeńców, inni zaś wrogów. Zmieniający się klimat, naturalne kataklizmy lub te wywołane z pomocą stworzeń dalekich od tych występujących naturalnie na planecie oraz przemieszczanie się płyt tektonicznych doprowadziły wreszcie do zagłady dawnych ludów, a w ich miejsce nadeszły kolejne. Miasta przykryły warstwy lodu, pochłonęła je ziemia lub z upływem czasu wiatr starł je na proch, zaginęły głęboko w morskich odmętach albo zostały zniszczone w inny sposób. Ludzkość znów zapomniała o tym, że nie jest jedyną inteligentną rasą, nie miała pojęcia o tym, że w kosmosie nie są sami, a przedwieczni bogowie czają się gdzieś w zimnej przestrzeni pomiędzy gwiazdami.
Byli tacy, którzy nadal wierzyli w istoty dla większości będące sferą mitów. Oddawali im należną cześć w ukryciu albo adaptowali ich do nowych boskich panteonów, zdobywając wiernych wśród prostego ludu. Im jednak bardziej nowoczesne stawało się społeczeństwo, tym trudniej było je kontrolować za pomocą religii – starożytne wiary upadły, a ich resztki osiadły w wielu miejscach świata. W tym samym cieniu, w którym pozostawali kultyści, działali również ci, którzy zapobiegali rozpanoszeniu się sił znacznie potężniejszych od zwykłego człowieka. Nie zawsze jednak odnosili sukces.
Kongregacja Matki Ziemi, kult gnieżdżący się dotychczas głównie w dżunglach Afryki oraz Ameryki Południowej, po otrzymaniu wsparcia od Korporacji Chrysalis założył swoją siedzibę na obrzeżach Minneapolis. Szybko zaczęli zyskiwać większe wpływy, rozrastać się i pozyskiwać nowych członków – rytuały dla wielu miały dość przystępną formę, jako że Magna Mater, czczone przez Kongregację bóstwo, kojarzone było głównie z płodnością oraz zmysłowością. Wkrótce jednak w tajemniczych okolicznościach na terenie miasta zaczęły znikać dzieci. Pojedynczo lub niewielkimi grupami, czasem zaginął autobus dowożący je do szkoły, kiedy indziej wychodziły wieczorem z domu i już nie wracały, noworodki znikały ze szpitali, podobnie jak małoletni z domów dziecka. Gdy wreszcie odkryto przyczynę, było już za późno. Tysięczna ofiara zginęła z rąk kultystów w pierwszy dzień wiosny roku 1940. Zgromadzenie pozornie wyznające mającą przywrócić Ziemi balans i zmienić ją w raj Wielką Matkę, rozdarło rzeczywistość, a wyrwa w czasie i przestrzeni wypluła dziesiątki potwornych istot. Wysokie niemal jak drzewa, z kopytnymi nogami i masą lepkich macek, czarne jak smoła, o paskudnych paszczach ociekających dziwną, zieloną mazią. Dzieci Shub-Niggurath.
Podczas gdy w Europie trwała wojna, Stany Zjednoczone mierzyły się ze wzrastającymi zagrożeniami wewnętrznymi. W dwa lata Kongregacji udało się rozlać po kraju, przejmując kontrolę nad mieszkańcami kolejnych miast, a dzięki wsparciu finansowemu Korporacji Chrysalis, kładąc łapy także na polityce. Zasięg ich wpływów objął duży obszar północy USA, po Jezioro Michigan na wschodzie i Park Narodowy Yellowstone na zachodzie. Wkrótce w okolicy tego drugiego zaczęto odnotowywać wzmagającą się aktywność skrytego pod powierzchnią superwulkanu. Napięcia polityczne w Stanach doprowadziły do wybuchu zamieszek, a w ostatecznym rozrachunku – wojny domowej, podsycanej jeszcze dodatkowo przez wężoludzi widzących w tym szansę na odzyskanie należnej im władzy. Chrysalis zaczyna budowę nowoczesnych schronów umiejscowionych w dużej mierze na terenie południowej Europy, północnej Afryki oraz zachodniej części Azji. Podobne działania podejmuje Korporacja Heron, oficjalnie zajmująca się badaniami naukowymi stanowiącymi przykrywkę dla ich wieloletnich sporów oraz walk z Chrysalis. Widmo nadciągającej erupcji wulkanu mogącej doprowadzić do zagłady całego świata sprawia, że inni idą w ich ślady, a działania wojenne prowadzone w Starym Świecie zostały zawieszone.
W 1945 roku nastąpił wybuch. Wulkaniczny pył wyrzucony do atmosfery przykrył niebo na przeszło pięćdziesiąt lat – część ludzkości ukryła się w schronach, jednak nie każdy miał szczęście się do nich dostać. Ci wystarczająco bogaci, wspierający projekt podczas budowy zapewnili sobie bilety wstępu, w pierwszej kolejności do środka wpuszczano również osoby mające mieć większą wartość dla społeczeństwa. Naukowcy, lekarze, specjaliści w różnych dziedzinach, jednostki wybitnie uzdolnione, w przypadku niektórych schronów byli to wojskowi. Liczył się także stan zdrowia tych, którym udzielić miano schronienia. Ci, którym nie dopisało szczęście czy majętność, próbowali siłą dostać się do środka. Niektórym się to udało, niektórzy w tym akcie desperacji stracili swoje życia, inni doprowadzili do zagłady kilku schronów. Pozostali rozpoczęli walkę o życie w nowych, niesprzyjających warunkach. Opadający pył wywoływał choroby, brak wystarczającego dostępu do światła słonecznego skazał ich na głód, szybko okazało się też, że wody mające styczność z sypiącymi się z nieba szarymi płatkami wywołują nieprzewidywalne mutacje. Skażenie niosło jednak ze sobą również pozytywy: substancja zdawała się przyspieszać ewolucję, część roślin w stosunkowo krótkim czasie zaadaptowała się do środowiska. Niestety nie tylko ludzie i flora ulegli zmianom; zwierzęta stały się niebezpieczne, wygłodniałe nie bały się zbliżać do ludzkich schronień. Część mutantów podczas przemiany zdawała się zatracić człowieczeństwo nie tylko fizycznie, ale też psychicznie, stając się na pustkowiach siłą, której każdy się obawiał.
Kiedy ostatnia cząstka wyrzuconego do atmosfery pyłu opadła na udręczoną apokalipsą ziemię, pierwsze otworzyły się schrony należące do Korporacji Chrysalis. Od wieków oddani Nyarlathotepowi, przez lata zamknięcia opracowali plan stopniowego przejęcia władzy nad światem i przygotowania go do powrotu Bogów Zewnętrznych. Z pomocą magii oraz pradawnych artefaktów powstało Heliopolis – samowystarczalne miasto-utopia, niczym miraż na samym środku pustyni. Stopniowo zaludniane było ludźmi ze schronów, pierwotnie przyjmowano też niektórych mieszkańców pustkowi. Kto jednak postawił stopę na terenie wiernych Bogu o Tysiącu Twarzy, zostawał tam już na zawsze, dołączając w szeregi tych, których umysły kontrolowane było przez Bractwo Nephren-Ka – niezwykle uduchowiony religijny odłam Korporacji. Wreszcie wrota tego niezależnego, pozornie idealnego miejsca zamknęły się, a jego otoczone murem granice obsadzone zostały strażą. Początkowo wartownicy byli ludźmi, jednak wraz ze stosunkowo szybkim rozwojem technologii w Heliopolis, zastąpieni zostali poprzez inne systemy, znacznie mniej zawodne i o wiele bardziej zabójcze dla intruzów z zewnątrz.
Obecnie świat wciąż odradza się po kataklizmie. W krajobrazie dominują ruiny dawnych miast porośniętych nierzadko zmutowaną roślinnością, nie brak również pokrytych piachem czy pyłem pustyń. Niektóre rejony wciąż noszą ślad skażenia substancją wywołującą gwałtowne mutacje, a na samych mutantów nie patrzy się przychylnym wzrokiem. Poza zarządzaną przez kult metropolią warunki życiowe są bardzo słabe, wręcz tragiczne. Brakuje czystej wody, energii elektrycznej, zdobywanie żywności wiąże się z niebezpieczeństwami. Gdzieniegdzie pośród piasków wyrosły małe skupiska schronień, osady tych, którzy próbują jakoś wiązać koniec z końcem i przetrwać kolejną dobę. Za dnia mieszkańców pustkowi dręczy słońce, nocą zaś aktywniejsze są drapieżniki. Coraz częściej widuje się dziwne istoty, przerażające i wydające się pochodzić z zupełnie innego świata.
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|